niedziela, 29 września 2013

Sangius-Vinculum by Meri

Autor: Meri
Tytuł: Sangius-Vinculum
Ostrzeżenia: wg mnie - żadnych prócz NC-17, ale to jak większość rzeczy, które czytam.
Długość: ok 68 tys słów

Snarrowstęt minął i znów utonęłam w fanfikach niekoniecznie szukając tych, które zaspokoiłyby wybredne gusta. Meri nie wymaga rekomendacji, to autorka obecna w fandomie już od dawna, znana z dużej ilości długich fików. Nie należy do moich ulubionych autorek, ale przeczytałam chyba wszystkie jej teksty. Jej niewątpliwym plusem jest to, że rzadko kiedy w ostrzeżeniach umieszcza coś więcej niż angst czy first time, zazwyczaj też dobrze kończy swoje opowiadania, co mi - nie przeczę - odpowiada. Problem polega na tym, że mało który jej fanfik pamiętam. Sangius znalazłam na liście z polecankami (tumblr/snarry stał się moją ukochaną przeglądarką, to manna z nieba dla snarrowych freaków), zachęciła mnie recenzja, zajrzałam i... no właśnie - Meri. Zorientowałam się że już to kiedyś czytałam dopiero pod sam koniec. Jej fiki są bardzo podobne, już nawet nie do siebie nawzajem ale do tysiąca innych fików, które można znaleźć w internetowej otchłani.

Fabuła Sangiusa też nie należy do oryginalnych - jednak, jak już wspominałam, wytarta klisza wymuszonego związku obu bohaterów należy do moich ulubionych. Na początku trochę mnie to bolało - gdzie tu prawdziwa miłość, jeśli czarodziejska więź wymusza uczucie? Jednak wraz z kolejnymi rozdziałami takie rozwiązanie przeszkadzało mi coraz mniej, angażowałam się w rozkwitający związek, przeżywałam rozterki Harry'ego czy Severusa. Ponieważ Severus twardo odmawia pogłębienia kontaktów dopóki Harry jest jego uczniem (ach, co za szlachetny Ślizgon), w opowiadaniu jest sporo napięcia i z zapartym tchem - jak i bohaterowie - czekamy na pierwsze zbliżenie. Które, kiedy już nadchodzi, jest trochę rozczarowujące. Ale - co kto lubi.

Opowiadanie nazwałabym sztampowym, to słowo najlepiej oddaje jego charakter. Boleśnie przewidywalne, ale przyzwoicie napisane, w dobrym rytmie, z nie najgorszą kreacją bohaterów. Nie zachwyca, nie zostaje w pamięci, ale też nie odrzuca, nawet powiedziałabym - do pewnego stopnia wciąga. Meri koncetruje się prawie wyłącznie na relacji, niewiele jest akcji czy nowych wątków, ale mi to nie przeszkadza. W sumie do poprawki byłaby tylko końcówka - są dwa momenty kulminacyjne, co trochę rozbija opowiadanie. Pierwszym jest walka z Voldemortem i próba zerwania więzi - i jeśli całe opowiadanie czekamy na seks, to powinien on w moim mniemaniu pojawić się właśnie wówczas. Ale Meri wycisza sytuacje kilkoma długimi akapitami i wraca do seksu dopiero po jakimś czasie - jednak brak już tego napięcia, które budowała przez całe opowiadanie, wysyciło się za pierwszym razem. Jednym słowem - przedwczesny wytrysk.

Trochę zszokowały mnie akapity z całowaniem się Harry'ego z Hermioną i Ronem - jakoś nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.

Spragnionym sztampowych opowiadań snarry - polecam.

sobota, 7 września 2013

tytuł i link: Harry and the Potter
autor: suitesamba
długość: dłuugie, ponad 80 tys słów
ostrzeżenia: brak

Kolejny tekst suitesamby, który wpadł mi w ręce dzięki uprzejmości myk-myk. To bardzo płodna autorka, choć więcej ma krótkich tekstów. Opowiadanie trzyma poziom poprzedniego, akcja rozwija się wolno, odrobinę leniwie, ale nie przeszkadza to w odbiorze.

Snape ma syna, Albusa, i - niespodzianka! - Harry również ma syna o tym samym imieniu. Spotykają się przypadkiem podczas wakacji i spędzają ze sobą bodaj dwa tygodnie wędrując lasach i górach w Stanach Zjednoczonych. Tekst wydaje mi się trochę niekanoniczny, ale może być kwestia czasu i miejsca akcji. Jakby nie było, dzieje się to kilkanaście lat po wydarzeniach bitwy o Hogwart, w USA, w niezwykłych jak na fandom potterowski warunkach.

To, co szczególnie urzekło mnie w tym opowiadaniu to relacje ojciec-syn obu panów. Są trochę cukierkowe, zgodzę się, ale też przyjemnie czytało się o czymś tak prostym i dobrym. Wątek snarry ma inną niż zazwyczaj dynamikę, wszystko dzieje się wolniej, kolejne kroki można łatwo przewidzieć. Momentami miałam wrażenie, że nawet sami zainteresowani doskonale wiedzą dokąd zaraz zaprowadzi ich opowieść i nie sprzeciwiają się temu. 

Opowiadanie jest satysfakcjonujące, wciągające, zostawia czytelnika z rozgrzanym jak przy ognisku sercem. Warto też dla nowej profesji Snape'a i magicznych mocy Harry'ego - ładnie się te wątki wplatają w leśną atmosferę tekstu.Nie wiem, czy jeszcze do niego wrócę, ale polecam.


 

Hush by Mia_Ugly

autor: Mia_Ugly
tytuł i link: Hush
ilość słów: ~8000 (miniatura)
rating: NC-17
ostrzeżenia: jak dla mnie - żadnych.

Ech, złamałam żelazną zasadę, którą sobie sama wyznaczyłam - że skomentuję wszystko, co przeczytam. Niestety mimo chwilowego snarrowstrętu i tak przeczytałam zbyt wiele, żeby nadrobić recenzje. Na pewno wrócę do suitesamby, ale to później.

Mia należy do moich ukochanych autorek, przeczytałam każde opowiadanie, które opublikowała, nawet jeśli nie było to snarry. Prócz oczywistych rzeczy takich jak doskonały styl, piękny język, forma, poczucie humoru i inteligencja, które w niej tak lubię, wyjątkowo bliska jest mi w kreacji postaci, szczególnie Severusa i Harry'ego. W jej tekstach pobrzmiewa prawdziwa miłość do tej pary, zrozumienie kim są i kim się stają i że ich uczucie - jakkolwiek trudne - jest prawdopodobne i gdy już się zdarzy, przynosi obu ukojenie.

Hush to miniatura, nie sposób przyrównać jej do innych, dłuższych tekstów. Wiadomo, że bardziej kocha się te długie, rozwlekłe i sycące opowiadania, odstawiając miniatury na boczne tory. Hush nie jest tak dobre jak Rapture, ale lubię jego melancholię, trzynaście stron czystej poezji, ze śladową ilością dialogów czy akcji. Można je nazwać studium tęsknoty, ale spłaszczy to odbiór. Snape, jako główny bohater, jest łagodniejszy,
ale też bardziej zamknięty w sobie, oglądający swoje uczucia przez szybę,  nieświadomy jak głęboko wniknęły już w jego tkanki. W Rapture emocje nim wstrząsały, w Hush próbuje im się opierać, dystansować się i racjonalizować. Harry pojawia się tylko przez moment, ale to wystarcza. Nigdzie nie ma tak pięknego Harry'ego jak u Mii. W końcu nie-bohater (ale przecież bohater), w końcu nie-ofiara (ale przecież ofiara). W końcu ktoś zrozumiał faktyczny bagaż doświadczeń, którym obciążyła go Rowling, choć sama autorka nie do końca sprostała zadaniu. Uff, jak dobrze, że zjawiła się Mia. ;)

Opowiadania Mii pokazały mi potęgę fanfiction, że można znaleźć teksty dużo lepsze niż sam kanon. Dla takich autorów warto też przekopywać się przez stertę słabszych tekstów. Na pewno jest specyficzną pisarką i niekoniecznie też może przypaść do gustu każdemu - i ze względu na język i treść opowiadań. Jeśli zaplanowałabym kiedyś starcie tytanów, to postawiłabym ją na ringu z Cybele - bardzo różnią się od siebie i myślę, że komentarze i oceny podzieliłyby się równo na pół, a ja nie miałabym nic przeciwko temu.

Ok, starczy peanów. Chyba nie muszę mówić, że Hush polecam?
Nie, chyba nie. ;)